Miłość poprzez wszystko

czwartek, 24 października 2013

Rozdział IX- Love forever

Harry:

To była taka wymówka, Louis miał dziś urodziny biedaczek myśli, że zapomniałem. Posprzątaliśmy po czym poszliśmy na górę do swojego pokoju.
-sto lat sto lat [...]- zaśpiewałem
 -Pamiętałeś?-zapytał
 -skarbie jeszcze pytasz?, zaraz dam ci drugi prezent.
 Rzuciłem się na niego jak tygrys, zassałem jego dolną wargę i zaczęliśmy się całować namiętnie, byliśmy nadzy, wypiąłem się, a Louis wszedł we mnie bez uprzedzenia (bez szczegółów xd).
-To był właśnie twój prezent urodzinowy
-zapomniałeś dodać, najlepszy Hazz
-jasnee......
 Leżeliśmy wtuleni do siebie nagle do pokoju wszedł ojciec Louisa
-co to kurwa na być?
 -to nie tak jak myślisz
 -pod swoim dachem trzymałem dwóch pedałów, wypierdalać mi z mojego domu -hola hola jakiego twojego ty go utrzymujesz czy jaki chuj. Wyrzucił nam nasze rzeczy z szafy i kazał się wynosić
-za godzinę ma was tu nie być
-zostaw ich, to jest nasz syn, ma prawo decydować z kim chcę być i kim chcę być, nie będziesz mu nic zarzucał.
\Walnął moją "teściową" w twarz. Ja zaś z Louisem rzuciliśmy się na niego.
-Hazz, Lou zostawcie go, najlepiej jak wyjedziecie.
 BooBear miał łzy w oczach zarówno jak ja. Szybko się spakowaliśmy i pojechaliśmy domu. Byliśmy w domu było bardzo późno, dlatego też od razu się rozebraliśmy się i poszliśmy spać. Wstaliśmy było już południe, Lou zamówił śniadanie w postaci pizzy, a ja zrobiłem nam kawy. Była napięta atmosfera spowodowana wczorajszym...........wybrykiem. Pobiegłem do sypialni chowając twarz w rękach i płacząc Louis zrobił to samo.
 -kocham cię już dłużej tak nie mogę żyć, mam dosyć wszystkiego, moich rodziców, patrz jak zachowała się moja matka przecież wiedziała o nas-powiedział Louis ocierając mi łzy wypływające z oczu.
 -ona ewidentnie boi się twojego ojca, założę się, że on ją biję. Louis to przemilczał. Najlepsza wigilia zamieniła się w najgorszą, nie jest nam dane być razem, nasza miłość jest dziwna. Wyjąłem z biurka Macbooka i wszedłem na jakiś portal plotkarski. Przeraziłem się widząc te nagłówki " CZY LOUIS I HARRY SĄ RAZEM?" " CZY HARRY I LOUIS SĄ GEJAMI?". Szkoda, że nie mogą dowiedzieć się prawdy. Zastanawiałem się co dalej.
-Wszystko będzie dobrze-powiedział mój partner Szczerze powiedziawszy znudziło mi się to zdanie, wymawiające kilkaset razy. Chciałem ze sobą skończyć nie wiedziałem co myśli o tym LOUIS
 -Nie chcę mi już żyć, mam już dosyć tego jebanego życia, pierdole tą sławę, ten Modest wszystko.
-Przez tą sławę nie możemy być razem, wszystko zniszczyła-powiedziałem ze łzami w oczach.
 -Hazz nie mów tak, ja też chcę być z tobą na zawsze, dość mam tych plotek na nasz temat i tego życia.

Louis:

 Nie wiedziałem co dalej, chciałem skończyć ze sobą. Nie miałem po co żyć, rodzice się mnie wyrzekli, a Modest nie tolerował homosexualistów. Poszedłem się przejść Hazza już spał, ja zaś ubrałem się i wyszedłem na spacer. Chodziłem ulicami Anglii bez celu. Zauważyłem otwarty monopolowy, więc kupiłem butelkę wódki i zaszłem do apteki po jakieś tabletki. Przyszedłem do domu, i zamknąłem się w łazience. Ze smutkiem i łzami w oczach spoglądałem w moje odbicie w lustrze. Wysypałem kilka tabletek nasennych na rękę i wziąłem je do ust po czym popiłem alkocholem. To był już trans tabletki szły jedna za drugą. Wziąłem żyletkę i wyryłem głęboki napis "Harry Kc.". Potem robiłem coraz to większe kreski na ręce. Nie chciałem zostawić Harrego samego ale nie mogłem patrzyć jak on się męczy, jaką ma zniszczoną psychikę najlepiej byłoby żeby był sam, a nie żeby wdawał się w narkotyki. Straciłem przytomność. -Gdzie ja jestem, przecież popełniłem samobójstwo, zauważyłem starszą Panią
 -Gdzie ja jestem?-zapytałem Staruszka uśmiechnęła się i powiedziała:
 -jesteś w niebie, tu trafiają dobrzy ludzie Fakt, fakten babcia mi wspominała o lepszym życiu po śmierci. Naprzeciwko mnie stał potężny pałac.

 Harry:

 Przebudziłem się bo nie poczułem Louisa i jego ciepła. Zauważyłem zaświecone światło w łazience -Louis jesteś tam?! Brak odezwu, dlatego postanowiłem, sprawdzić co jest grane. Wszedłem do łazienki i zobaczyłem leżącego na zimnych kafelkach Lou -Boo żyjesz, nie wygłupiaj się wstawaj!!!!!-powiedziałem. Zacząłem go szarpać żeby się obudził, bez efektów, łzy leciały mi ciurkiem, nie.mogłem ich powstrzymywać, czułem jak gardło mnie uciska. Nie wiedziałem co zrobić. Nawet się nie pożegnał, pocałowałem go w usta, poczułem ich chłód. Zadzwoniłem na pogotowie, a potem do mamy Lou. Jego matka przyjechała w tym samym czasie co pogotowie.
 -Boże to moja wina-obwiniała się
 -To nie jest nikogo wina, to Bóg tak chciał, a jeżeli miała być to czyjaś wina to na pewno nie Pani, wszystko wiem dlaczego była Pani taka gdy no wie.... Pani
 -No wiem, mogłam go powstrzymać, boję się go.
 Wszyscy myślą, że gwiazdy nie mają problemów, wręcz odwrotnie mają ich masę, wyzwiska, hejterzy.

 Dzień pogrzebu.......

Byłem ubrany na czarno, miałem spuchnięte oczu od wiecznego płakania.
 -Przyszedł już czas- powiedziała moja mama. W dalszym ciągu nie wiedziałem dlaczego to zrobił. Wsiadłem do samochodu i pojechaliśmy na cmentarz. Dotarliśmy na cmentarz w dwie godziny. W drodze do kaplicy spotkaliśmy Panią Tomlinson z dziewczynkami. Moja mama i mama Louisa były dobrymi przyjaciółkami. -Nie płacz kochana-usłyszałem I oby dwie zaczęły płakać. Nie mogłem na to patrzeć bo zrobiłbym to samo, dlatego poszedłem ko kaplicy. Nie było nikogo, złapałem Louis za rękę i rozmawiałem z nim. Wszyscy zaczęli się gromadzić i odbyła się msza. Po mszy zanieśli Louisa do swojego grobu. Zobaczyłem chłopaków, którzy w tempie expresowym przylecieli na pogrzeb. Był kilkutysięczny tłum. Fanki płakały i chciały rzucać się do grobu.
 -Harry wszystko w porządku-zapytali chłopcy.Na co ja odpowiedziałem kiwając głową. Gdy zobaczyłem gdy trumna zjeżdżała na dół serce mi pękło na kilkaset milionów kawałków niczym jak rozbita szyba. Wiedziałem, że mu będzie tam lepiej. Po pogrzebie wróciłem do swojego domu. Zamknąłem się w sobie, nie odbierałem od nikogo telefonu, nie otwierałem nikomu drzwi. Minął tydzień od jego śmierci, a ja dalej tęskniłem aż w końcu zrobiłem ten krok. Miałem jeszcze trochę schowanego magicznego białego proszku. Położyłem się na łóżko zrobiłem jedną ale długą krechę, którą wciągnąłem na jednym wdechu. Poszedłem do barku po whisky i do łazienki po żyletki. Wypiłem pół alkoholu i miałem już zawroty głowy. Wyjąłem jedną żyletkę z opakowania i wyryłem napis "Louis Ever" Nie wiedziałem co mam dalej ze sobą zrobić. Nie radziłem sobie z tym wszystkim, nie dawałem już rady. Życie straciło jakikolwiek sens. Dopiłem rozpoczęty alkohol po czym wbiłem żyletkę w nadgarstek najgłębiej jak mogłem i pociągnąłem ją zostawiając ranę. Krew zaczęła spływać strumieniem po ręce i kapać na kafelki. Widziałem tylko coraz więcej krwi, czułem ogromną ulgę... nie minęły 3 minuty jak zacząłem odpływać... Poczułem jak wszystko przytłaczające mnie problemy znikaj. Ostatnią rzeczą o jakiej pomyślałem była świadomość, że za kilka sekund będę już obok Louisa,zamknąłem oczy i wszystko się skończyło.Nie było już nic. Żadnych problemów, nietolerancji niczego. Znalazłem się w jakimś dziwnym miejscu spotkałem staruszkę przypominającą mi babcie Julki
 -Czy Pani Rose?
 -Harry skarbie co ty tu robisz?
 -A Pani co tu robi?
 -Miałam zawał, a ty?
-Ja hmmm , Ja popełniłem samobójstwo, miałem dość tego wszystkiego, Lou też to zrobił, a co z Julką?
-Julka ma się dobrze, przygarnęli ją dobrzy ludzie.
-A skąd Pani może to wiedzieć?
-Każdy z nas ma tu swoje lustereczko, taka niby magiczna kula, widzimy w nim, co chcemy, ty też takie dostaniesz.
 -Naprawdę, widziała może Pani Louisa?
 -Nie, nie widziałam ale pewnie jest w zamku.
 -W zamku? -tak, tak, trafiają tam osoby nowe, chodź zaprowadzę Cię.
 I wyruszyliśmy....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz