*Harry*
Dziś mijał równy tydzień mojego związku z Louisem. I co? Byłem najszczęśliwszym facetem pod słońcem. Tommo był cudowny. Każdego dnia, w przerwie między swoimi wykładami, przyjeżdżał pod szkołę i zabierał mnie na lunch. Zawsze jeździliśmy w to samo miejsce, do Jubilee Gardens. Patrzyliśmy na ludzi, spacerujących nad Tamizą. Słyszeliśmy śmiechy dobiegające z London Eye. Słońce, przedzierające ciemne chmury oświetlało nasze twarze. Przytulaliśmy się, całowaliśmy i byliśmy po prostu sobą. Nikt nas nie oceniał. Mogliśmy cieszyć się swoją miłością.
Miłość. Czym tak naprawdę jest? W dalszym ciągu nie wiem. Uczę się jej każdego dnia, właśnie z Louisem. Poznaję go codziennie coraz lepiej, zaznajamiam się z jego wadami i zaletami. I mimo, że różni nas tak wiele, zakochuję się w nim jeszcze bardziej. Niesamowitym jest, jak wiele obecność drugiego człowieka może zmienić w naszym życiu.
Tego dnia miało stać się coś ważnego dla naszej dwójki, dlatego też niedzielny poranek spędziłem na dokładnym sprzątaniu domu i gotowaniu. Babcia nie wiedziała, o co chodzi, a ja nie miałem zamiaru jej czegokolwiek zdradzać. Nie minęła godzina dziesiąta, gdy ja hasałem z odkurzaczem w tę i wew tę. Kto by pomyślał, że sprzątanie może tak relaksować człowieka?
Styles, ogarnij się, bo mówisz, jakbyś był co najmniej psychiczny, usłyszałem w głowie i cicho się zaśmiałem. Gemma mówiła, że ponoć gryzłem nogi stolika nocnego mojej mamy, które były z ołowiu. Musiało mi nieźle siąść na mózg.
-Haroldzie! - mych uszu dobiegł ciepły głos babci i po raz setny skrzywiłem się, słysząc swe pełne imię. No nie. No po prostu, kurwa, no nie. Boże, czy Ty to widzisz?! Niech ona nauczy się mówić do mnie normalnie.
-Tak, babciu? - odezwałem się, wchodząc do salonu. Stephanie siedziała na kanapie i trzymała jakąś paczkę pocztową.
-Listonosz to przed chwilą przyniósł, adresowane do ciebie, z Holmes - rzekła spokojnie, a ja zmarszczyłem brwi. Wiem, że tydzień temu miałem urodziny, ale prędzej spodziewałem się odwiedzin mamy, niż prezentu od niej, wysłanego pocztą.
-Dziękuję. Pozwolisz, że pójdę się przebrać? O trzynastej jest obiad - powiedziałem grzecznie, odbierając od niej paczkę, a gdy przytaknęła, ruszyłem do pokoju.
Czym prędzej zakluczyłem drzwi i siadając na łóżku, jeszcze raz spojrzałem na adres. Pismo nie należało ani do mamy, ani do Gemmy. Było… Męskie. Niechlujne, lekko koślawe. Tylko jedna osoba pisała “a” w tak specyficzny sposób. O nie, tylko nie…
Odwróciłem kopertę i spojrzałem na nadawcę. Widniały tam inicjały J.D.X, co oznaczało tylko jedno: Josh Devine X-Project. Przekląłem cicho pod nosem i rozerwałem paczkę. W środku znajdował się krótki liścik, który od razu zacząłem czytać.
Mój najukochańszy Harry!
Tak mi przykro, że nie możemy spędzić Twych urodzin, na obciąganiu sobie nawzajem pod wpływem prochów, tak strasznie tęsknię! W ramach rekompensaty, przesyłam troszkę czegoś dobrego. Mam nadzieję, że wrócisz do mnie szybko. Moje łóżko jest takie zimne i puste bez Ciebie. Kocham xx Josh.
Przełknąłem głośno ślinę. Po pierwsze, miałem przed sobą list od byłego chłopaka, naprawdę seksownego chłopaka, który jednak nie mógł równać się z Louisem. Z dwóch prostych powodów. Lou to najlepsza dupa pod słońcem i nie chodziło mu tylko o seks, jak to było w przypadku Josha. Po drugie: Patrzyłem właśnie na równe dwa kilogramy najczystszej kokainy. I nie miałem pojęcia, co z nią zrobić. Z jednej strony, troszkę na rozluźnienie nie zaszkodzi, ale… Nie! Obiecałem Louisowi, że to rzucę. Muszę dotrzymać słowa. Nie mógłbym tak po prostu okłamać kogoś, kogo kocham.
Czym prędzej wpadłem do łazienki i podniosłem klapę sedesową. Z bólem spojrzałem na biały proszek, który wręcz wołał moje imię. Zacisnąłem powieki i gwałtownym ruchem wysypałem zawartość paczki do toalety. Następnie nacisnąłem guzik i patrzyłem, jak moje dawne życie spływa do kanalizacji. I wtedy poczułem niesamowitą ulgę. To był chyba pierwszy krok w rzucaniu mych uzależnień.
Wyrzuciłem potargane opakowanie do kosza i wziąłem prysznic. Kiedy wysuszyłem włosy, stałem ponad pół godziny przed szafą, zastanawiając się nad ubraniem. W końcu padło na czarną koszulę, ciemne dżinsy i kamizelkę z tego samego materiału. Wsunąłem na nogi granatowe convers’y i zbiegłem na dół. Babcia widząc mnie, zagwizdała jedynie pod nosem, a ja posłałem jej ciepły uśmiech. Spojrzałem na zegarek. Było już po dwunastej. A więc mój prysznic nie trwał piętnastu minut? Brawo, Styles.
Szybko nakryłem do stołu i przygotowałem sałatkę. Kurczak w piekarniku wyglądał znakomicie, nie mogłem przestać się wpatrywać w swe zacne dzieło kulinarne.
-Powiesz mi, kogo dziś gościmy? - usłyszałem głos babci i szybko odwróciłem się do niej przodem. Miała na sobie bardzo elegancką, granatową sukienkę z długim rękawem, z małym dekoltem wyciętym w serek. Siwe włosy spięła w koka, wyglądała znakomicie.
-Już niedługo się przekonasz - odpowiedziałem i równo z wybiciem godziny trzynastej, w naszym domu rozległo się pukanie do drzwi.
Pobiegłem otworzyć i gdy tylko pociągnąłem za klamkę, jestem pewien, że dostałem mini zawał. Louis stał przede mną, w szarym płaszczu, spod którego wystawały kremowe rurki i białe trampki. W jego włosach było kilka płatków śniegu, na ustach gościł szeroki uśmiech, oczy iskrzyły mu szczęściem, a na policzkach widniały piękne rumieńce. Nie wahając się ani chwili dłużej, przycisnąłem swoje wargi, kosztując jego słodkich ust. Mimo, że widzieliśmy się dnia poprzedniego, już za nim tęskniłem.
-Dzień dobry - szepnął, gdy się od siebie oderwaliśmy. Przygryzłem dolną wargę i gestem dłoni zaprosiłem go do środka. Pomogłem zdjąć mu płaszcz, który potem zawiesiłem na wieszaku. Poprowadziłem go do jadalni, gdzie czekała babcia. Wpatrywała się w okno, ale kiedy usłyszała szelest, gwałtownie się odwróciła.
-Babciu, nasz gość właśnie przybył - powiedziałem, ukradkiem zerkając na Lou, który uśmiechał się delikatnie. Stephanie podeszła do nas szybko. - To Louis Tomlinson, mój… Mój chłopak.
Babcia zerknęła na Louisa, po czym zawiesiła wzrok na mnie. Następnie rzuciła mi się na szyję i ucałowała w policzek, by następnie zrobić to samo mojemu ukochanemu.
-To cudownie, że mój Harold znalazł sobie kogoś tak uroczego! Witaj, Louis, niesamowicie miło cię poznać! - zawołała podekscytowana, a ja poczułem, że oczy zachodzą mi łzami szczęścia. Tak cholernie się bałem, że nas odrzuci.
-I wzajemnie, Harry bardzo dużo mi o pani opowiadał - powiedział grzecznie Lou, na co szturchnąłem go łokciem. - To dla mnie zaszczyt, poznać panią.
-Oh, przestań, mów mi po prostu Stephanie - rzekła babcia, puszczając oczko mojemu chłopakowi, a ja zamarłem. Czy ona naprawdę go polubiła? Naprawdę zaakceptowała mnie jako geja? Umarłem.
Poszedłem do kuchni, by naszykować obiad, a gdy wróciłem, nie mogłem pozbyć się uśmiechu ze swojej twarzy. Babcia wypytywała Lou o studia, o pracę, o zainteresowania, uśmiechając się przy tym szeroko, jak jeszcze nigdy. Cieszyłem się, że złapali taki dobry kontakt. Że dwie najważniejsze osoby w mym życiu świetnie się dogadują. Czego chcieć więcej od życia?
-Haroldzie, chwaliłam się właśnie Louisowi, że jesteś znakomitym kucharzem, a on przyznał, że miał okazję spróbować. Chcesz mi o czymś powiedzieć? - zagadnęła, gdy właśnie kładłem kurczaka na stół, przez co zamarłem.
-Ee… No, bo wiesz. Moje urodziny i poszedłem z chłopakami, do klubu, no i ten, potem u Lou byłem na noc, no i wiesz… Śniadanie robiłem, jak na gościa przystało, odwdzięczyć się, no i ten… - zacząłem się jąkać, a Louis wsadził sobie do ust ziemniaka, byle nie wybuchnąć śmiechem.
-Żartowałam, kochanie. Ale Louis ma rację, uroczo się jąkasz - zaśmiała się, a ja zgromiłem tę dwójkę wzrokiem. Trafił swój na swego, no nie!
To popołudnie należało do jednych z najlepszych. Nie kryłem szczęścia, że babcia akceptuje Lou i nasz związek. Teraz miałem tylko jeden cel w życiu: Sprawić, by on był równie szczęśliwy ze mną.
***
*Louis*
-No, Haz, rusz się! Nie mam całego życia, by czekać, aż zdecydujesz się, czy chcesz koszulkę w odcieniu indigo, głębokiego seledynu, czy… Eee, jak się nazywał trzeci?
-Dojrzała limonka, kochanie. Do tego jeszcze zastanawiam się nad tą w odcieniu sycylijskiej pomarańczy, lub tą w kolorze świetlistego turkusu. Jak myślisz? - powiedział Hazza, stojąc w przymierzalni, gdy ja po raz setny w ciągu ostatniej godziny uderzyłem głową w ścianę. I to niby ja jestem zniewieściałym gejem?! Bitch, please, zobaczcie Stylesa, który posługuje się nazwami kolorów, o których istnieniu nie miałem pojęcia.
-Jak dla mnie, kocie, to to jest po prostu ciemny niebieski, jasny zielony, ciemny zielony, pomarańczowy i jasny niebieski. Ale ja to ja. I wziąłbym tę ciemno zieloną, podkreśla Twoje oczy - rzekłem, starając się uspokoić, gdy usłyszałem chichot.
-To dojrzała limonka, szkrabie, dojrzała limonka - po tych słowach odsunął zasłonę, prezentując się w koszulce, która idealnie opinała jego umięśnioną klatkę piersiową. Uśmiechnąłem się szeroko na jego widok. - Sądząc po tym, że ślinisz się na mój widok jeszcze bardziej, niż zwykle, mniemam, iż ten T-shirt jest najlepszy, tak? - zagadnął, puszczając mi oczko.
-Wcale się nie ślinię! - podniosłem głos i na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi. Nie potrzebowałem dodatkowego przedstawienia. - Harry, to tylko koszulka, ładnemu we wszystkim ładnie, więc bierz, płać i chodźmy napić się kawy, bo zaraz usnę na stojąco - jęknąłem, a Hazza znów zachichotał.
Jak powiedziałem, tak zrobiliśmy i teraz szliśmy przez galerię handlową, pijąc pyszne frappuccino i trzymając się za ręce. W Doncaster nie mógłbym sobie na coś takiego pozwolić. To stosunkowo małe miasto, w którym wszyscy się znają. Zaraz byłaby afera i wstyd, z którymi musiałaby zmagać się moja rodzina. A tu? Byłem anonimowy, mogłem robić to, na co miałem ochotę, bez skrępowania, że ktoś znajomy mnie zobaczy, bo wszyscy ludzie byli tolerancyjni.
-Wiesz, co było moim największym marzeniem, gdy tu przyjechałem? - zapytałem, a Harry spojrzał na mnie z zaciekawieniem w oczach.
-Co takiego?
-Móc być sobą, prawdziwym sobą. Spotkać wspaniałego mężczyznę, zakochać się w nim ze wzajemnością i móc iść z nim za rękę wśród tłumu ludzi. Bez strachu, krępacji, obaw. I wiesz, dzięki tobie, to marzenie właśnie się spełnia - powiedziałem, uśmiechając się szeroko.
-Oh, Louis… - szepnął Hazza, nagle zatrzymując się na środku chodnika. Jesteś aniołem, wiesz? Kocham cię i nigdy nie przestanę, pamiętaj o tym, dobrze? - rzekł spokojnie, a gdy przytaknąłem, on delikatnie musnął moje wargi swoimi.
Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącego połączenia. Czym prędzej wyjąłem telefon z kieszeni i widząc, że to Niall, szybko odebrałem.
-Cześć, Pay, co jest? - zapytałem wesoło, jednak po drugiej stronie nie odezwał się radosny głos.
-Mamy czerwony alarm. Zayn jest w szpitalu świętego Grzegorza, przyjedźcie jak najszybciej - powiedział i rozłączył się. Spojrzałem wystraszony na Harry’ego.
-Co? Co się stało?! - zaczął wypytywać mnie, gdy pociągnąłem go za rękę i wręcz wepchałem do samochodu.
-Zayn jest w szpitalu, nic więcej nie wiem - mruknąłem i ruszyłem z piskiem opon.
Z reguły byłem bardzo dobrym kierowcą, jeżdżącym bezpiecznie i niestwarzającym zagrożenia na drodze. Byłem, do teraz. Przejechałem chyba wszystkie możliwe skrzyżowania na czerwonym i cudem jest, że jeszcze nie ściga mnie policja. Ograniczenie prędkości przekroczyłem już na parkingu pod centrum handlowym. Widziałem, jak Harry zaciska dłonie po bokach fotela, wbity w siedzenie ze strachu. Nie dziwiłem mu się, jechałem jak pirat.
Gdy wreszcie zatrzymaliśmy się pod szpitalem, wypadliśmy z pojazdu i jak burza ruszyliśmy na izbę przyjęć. Podbiegłem do okienka i zacząłem zasypywać pielęgniarkę pytaniami.
-Kilkanaście minut temu trafił tu nasz przyjaciel, Zayn Malik, dziewiętnaście lat, urodzony w Bradford, mieszka w Londynie…
-Oddział Toksykologiczny, czwarte piętro, sala 432 - przerwała mi, a ja pociągnąłem Harry’ego do windy.
-Toksykologia? Boże, co on znów narobił - jęknąłem, uderzając czołem o zimne lustro. Gdy tylko znaleźliśmy się na odpowiednim piętrze, ile sił w nogach pobiegliśmy do danej sali.
W środku siedzieli już Liam i Niall, a ich miny nie wskazywały niczego dobrego. Zayn leżał na łóżku szpitalnym, nieprzytomny, podpięty do kilkunastu aparatur. Automatycznie serce przestało mi bić na kilka sekund.
-Jezusie… Co się stało? - spytałem szeptem, ale Niall jedynie rozpłakał się i wtulił twarz w bok śpiącego chłopaka. Hazza momentalnie znalazł się przy nim i zaczął go pocieszać. Spojrzałem na Liam’a.
-Przedawkował. Wiedziałem, że trafił do naszej szkoły za dragi, ale nie podejrzewałem, że nadal w tym siedzi. Ktoś podrzucił mu mieszankę kokainy i jakichś leków, przedawkował. Byliśmy umówieni u niego o szesnastej. Dobijaliśmy się, ale nikt nie otwierał, jednak słyszeliśmy włączony telewizor. Niall się wystraszył i wyważyliśmy drzwi. Znaleźliśmy go nieprzytomnego w łazience. Gdybyśmy spóźnili się kilka minut, to…
-Ciii, Liam, spokojnie - szepnąłem, przytulając go. - Nie spóźniliście się, znaleźliście go i trzeba się z tego cieszyć. Nie ma co gdybać. Co z nim teraz?
-Miał płukanie żołądka, ale nadal nie odzyskał przytomności. Lekarze mówią, że jego stan jest stabilny, powinien obudzić się do trzech dni - powiedział przez łzy Niall, a ja kiwnąłem głową.
-Wszystko będzie dobrze, musi być - rzekłem, podchodząc do łóżka i spoglądając na bladą twarz przyjaciela. - Zayn, jesteś silny, słyszysz? Dasz radę, wyjdziesz z tego, razem wyjdziemy. Będziemy wszyscy przy tobie i nie pozwolimy ci się poddać.
Przez następne dwie godziny po prostu siedzieliśmy w ciszy i wpatrywaliśmy się w Zayna. Co jakiś czas napotykałem spojrzenie Harry’ego. Wiedział, że jestem zły, w końcu on sam ćpał. Był świadomy, co o tym myślę. Jednak nie miałem siły, by się z nim kłócić. Najważniejszy był powrót Malik’a do świata żywych.
Moje poplątane przemyślenia, po raz kolejny tego dnia zostały przerwane przez dzwoniący telefon. Zdziwiłem się, widząc imię mojej zacnej szefowej na wyświetlaczu.
-Słucham? - odebrałem, zerkając zdenerwowany to na Harry’ego, to na Niall’a. - Coś się stało, Dan?
-Przyszła tu jakaś dziewczyna. Twierdzi, że jest twoją siostrą - usłyszałem, a serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.
-Co? Jak to?! Jak wygląda? - zapytałem, aby upewnić się, że nie zostałem z kimś pomylony.
-Trochę niższa od ciebie, proste blond włosy, ma na imię Lottie. - powiedziała, a ja niemal pisnąłem. - Podam jej twój adres, będzie u ciebie do pół godziny - rzekła Danielle, po czym podziękowałem jej i spojrzałem na Harry’ego.
-Co jest, Lou? - zapytał Loczek, patrząc na mnie z zaciekawieniem.
-Moja młodsza siostra będzie u mnie za pół godziny - szepnąłem, czując napływające do oczu łzy i wtedy poczułem dłoń Liam’a na swoim ramieniu.
-Jedźcie, my zostaniemy tutaj, aż Zayn się nie wybudzi. Jedźcie i wracajcie z dobrymi nowinami. Zasługujesz na to, Lou - powiedział mój przyjaciel i czym prędzej opuściliśmy budynek szpitala.
Droga trwała zaskakująco szybko. Nim się zorientowałem, Harry już parkował pod moim domem. Wpadliśmy do środka jak burza, szybko ogarniając mały bałagan. Poprawiłem ubranie i włosy, oczekując przybycia mojej siostry. Loczek natomiast chodził w tę i z powrotem po salonie, zagryzając wargi. Nie mogłem uwierzyć, że moja mała siostrzyczka chciała mnie odwiedzić. Że udało jej się wymknąć z domu i przyjechać aż do Londynu. To było nieprawdopodobne.
-Denerwujesz się? - moje przemyślenia przerwał Harry. Spojrzałem na niego.
-Tak. Nie widziałem Lottie ponad rok, strasznie za nią tęsknię - szepnąłem, na co Loczek podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Poczułem jego usta na moich włosach i wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Ruszyliśmy oboje, a gdy pociągnąłem za klamkę, zamarłem.
Zamiast niższej o głowe od Louisa blondynki o imieniu Lottie, ujrzał koszyk z dzieckiem i liścikiem przypiętym do rączki. Byliśmy zszokowani, nie wiedząc co zrobić przygarnęliśmy niemowlę do domu. Louis wziął się za otwieranie koperty, ja zaś wyjąłem dzieciątko z koszyku i poszedłem w stronę sypialni, po dłuższej obserwacji wywnioskowałem, że jest to chłopczyk. Ostrożnie położyłem go na łóżko, by się nie obudził i pobiegłem do salonu po duże poduchy, aby ułożyć wokół bobasa, by nie spadło z łóżka. Po wykonanej czynności, wróciłem do salonu...
-I co Lou?-zapytałem, uśmiech spowodowany obecnością tego małego stworzenia, powoli zanikał
-To jest moje dziecko Harry, przed wyjazdem z (miejscowość w ktorej mieszkal lou) byłem związany z Eleanor, raz uprawialiśmy sex i o to efekt. Eleanor w liście napisała, że miała już dość wyzwisk i plotek na jej temat, rodzice jej się wyrzekli tak samo jak mnie i za ostatnie pieniądze przyleciała do Londynu, by za wszelką cenę mnie odnaleźć. Wraz z listem dostarczyła wszystkie dokumenty, jestem wpisany jako biologiczny ojciec. Piszę również, żebym się nim zaopiekował wraz z tobą, nie wiem skąd ona o nas wie. Chcę wszystko zacząć od nowa i dlatego podrzuciła nam bobasa-opowiedział w skrócie Lou, po moich jak i zarówno Louisa policzkach spłynęły łzy współczucia dla dziewczyny.
-A jak nazywa się mały, ile ma lat/miesięcy?-zapytałem tuląc się do ukochanego.
-Ma na imię NATHANIEL Tomlinson i ma 8 miesięcy-odpowiedział brunet łapiąc mnie za rękę.
Z jednej strony to dobra wiadomość lecz z drugiej to odpowiedzialność. Zastanawia mnie jendo kto się nim zajmnie, Louis pracuje ja się uczę, musimy jakoś to pogodzić. Najlepiej byłoby gdybyśmy się przeprowadzili się do babci, pomogła nam przy dziecku.
-Dasz radę Louis ja pojadę do domu porozmawiać z babcią i po wyprawkę dla maluszka?
- No pewnie jedź.
Założyłem płaszcz i owinąłem szyje kominem i zszedłem na dół mimo wypitego wcześniej drinka wsiadłem do samochodu, jak najprędzej chciałem dostać się do domu, w drodze do domu złamałem wszystkie możliwe wykroczenia, nie minęły 10 minut jak parkowałem samochód w garażu.
Czekała już na mnie babcia była zaskoczona, że wróciłem do domu, bo myślała pewnie, że zostanę u Louisa.
-Babciu, mam do Ciebie sprawę- od razu zacząłem od setna sprawy.
-Louis został ojciec, w chwili kiedy byłem u Louisa, bo rzekomo miała przyjechać jego siostra, ktoś zapukał do drzwi i zamiast siostry Louisa, na wycieraczce leżał koszyk z dzieckiem wraz z kopertą.
-O najświetsza Panieńko-odezwała się starsza kobieta po czym dodała
-A jaka była zawartość koperty?- zapytała Stephanie
Po chwili namysłu odpowiedziałem
-Wszystkie dokumenty dotyczące malucha, akt urodzenia,książeczka zdrowia itp.
- I co teraz zamierzacie, zrobić z tą sprawą?
- Babciu właśnie nie wiem, nic nie wiem ja mam szkole Louis prace i studia i kto zajmie się małym i dlatego mam prośbę, po chwili zastanowienia w mojej głowie narodził się plan, czujesz się samotna w tak ogromnym domu prawda? Myślałem, by Louis przeprowadził się do nas, a ty jeżeli chciałabyś pomogłabyś nam z małym, to znaczy tylko na czas szkoły, jak Louis wróci z pracy od razu się nim zajmie, co ty na to?
-Jestem zaskoczona, oczywiście, że tak Haroldzie, w piwnicy jest twoje stare łóżeczko oraz fotelik do samochodu, leć szybko po fotelik i zamontowanie go w samochodzie i jedź po dziecko i Louisa.
-Dobrze, wiesz że Cię kocham-podbiegłem do babci i ją uścisnąłem.
- No dobra leć leć już.
Zeszłem do piwnicy po fotelik, a następnie przymocowałem go do tylniego siedzenia po czym pojechałem do TESCO po wyprawkę, zaparkowałem
samochód i ruszyłem w stronę, drzwi do supermarketu, przed wejściem do sklepu wziąłem ze sobą koszyk. Chodząc po sklepie nie wiedziałem co kupić Nathanielowi lecz po dłuższych rozmyślaniach, wyjąłem iPhone z tylnej kieszeni i zrobiłem listę zakupów
-Pieluchy
-Jakieś słoiczki z jedzeniem
-Herbatki
-Smoczek
-Butelki
-Ubranka
Ze sklepu wyszedłem z zapełnienionym po brzegi koszykiem, zapakowałem wszystko do bagażnika i odniosłem koszyk.
Chwilę później odpalaliłem samochód i pojechałem do mieszkania Louisa.
Po woli i pio cichu otworzyłem główne drzwi. Rozejrzał się do około lecz Louisa nigdzie nie było, coś mnie tkneło, by zajrzeć do sypialni gdzie spał mały Nathan. Wszedłem do sypialni, w której wcześniej no ten tego, widok który tam ujrzałem przyprawił mi łzy, łzy szczęścia, ujrzałem tam małego obok, którego, spał Lou. Położyłem się z drugiej strony i zasnąłem.
Obudził nas płacz dziecka, ale Louis mimo, że był bratem to i czasami swoim siostrą zastępował ojca i od razu wiedział jak uspokoić niemowlę. Gdy tylko mały zasnął pomogłem Louisowi się pakować. Wyciągnął dwie walizki z szafy i spakował wszystkie swoje rzeczy.
Pomogłem mu wszystko znieść do samochodu, po kilkunastu minutach trudu związanym zniesieniem i zapakowaniem walizek do samochodu wróciliśmy po ostatnie-dziecko, które dawało wiele radości i uśmiechu.
Wszedliśmy ponownie do mieszkania, Louis owinął małego grubym i ciepłym kocem i zniósł do samochodu, asekurowałem go. Gdy Louis włożył dziecko do fotelika usiadł na przodzie i ruszyliśmy, jechałem bardzo ostrożnie, po pól godzinie jazdy dotarliśmy do domu babci. Zaparkowałem auto w garażu gdzie czekała na nas babcia mówiąc nam o jakieś niespodziance. Gdy tylko babcia zobaczyła słodko śpiącego małego, po płyneły jej łzy.
-Mój prawnuczek-powiedziała
Po czym wyjąła go z fotelika i weszła razem z nami do domu, przekroczyliśmy
próg domu, a tam czekała na nas wcześniej wspomniana niespodzianka. Ku zdziewieniu ujrzeliśmy naszych przyjaciół, prócz jednego- Zayna, który leżał w śpiączce.
-Ciiiiii-odparł Louis po czym palca wskazującego położył na ustach.
-Chłopcy pomogli zrobić mi lekkie przemeblowanie, zlożyli łóżeczko i ustawili je w twojej nowej sypialni-opowiedziała babcia uśmiechając się pod nosem, po czym dodała
-Chodzcie za mną!
Nie wiedząc co nas czeka, poszliśmy za kobietą
-Otwórzcie drzwi-odparła
My zaś wykonaliśmy jej polecenie, to było dziwne, babcia od małego nie pozwoliła otwierać tych drzwi, szczerze mówiąc nigdy nie wiedziałem co się tam znajduje. Ujrzeliśmy tam wielgaśne łóżko, obok którego znajdowała się łóżeczko, w lewym narożniku stała narożna duża szafa i komoda.
-Od tej pory jest to pokój twój, Louisa i mojego prawnuczka-zaśmiała się cierpko
W tamtej chwili nie wiedziałem co powiedzieć, poszedłem do babci i ją uściskałem, Lou zrobił to samo.
-Zatkało mnir babciu, nie wiem co powiedzieć.
-Najlepiej jak nic nie bedziesz mówił i położycie małego do jego łóżeczka.
Po wykonanej czynności, wszyscy poszliśmy do jadalni i usiedliśmy. Na stole czekały na nas różne pyszności.
Na szczęście był to już piątek. Chłopaki zostali na noc.
Liam z Niallem poszli spać do mojego BYŁEGO pokoju, a ja poszedłem spać ze swoim ukochanym.
LIAM
Wykąpałem się i poszedłem do pokoju, gdzie czekał na mnie Niall, który wykonał tą samą czynność wcześniej, położyliśmy się na jednym łóżku, wiem nie powinienem dawać nadzieji Niallowi, ale cóż, bardzo mnie prosił.
-Niall śpisz?-zapytałem ciągnąc go za ramienie
-Nie-warknął
-To dobrze muszę z tobą porozmawiać, otóż, ja i Daniell no wiesz, a ty mnie ten tego, ale ja nie jestem ten, którego powinneś kochać, nie wiedzisz tego jak Zayn bardzo cierpi z tego powodu, nie widzisz jak on cierpi, nie widzisz jak on........
CIĘ KOCHA!!!
-Coooo?-przerwał Niall
-Tak on cię kocha i potrzebuje, ale teraz chodźmy spać.
NIALL
Myślałem o tym całą noc, że co Zayn cię kurwa kocha, to nie możliwe to ja się w nim bujałem przez rok, on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
Dlatego zacząłem z Liamem, by zapomnieć o Zaynie, czasem zastanawiałem się co byłoby gdyby on kocha mnie, teraz te myśli mogą stać się rzeczywistością, może Liam mówi prawdę i chcę naszego szczęścia?
Musze o to szczęście zawalczyć.
****
LOUIS
Obudził mnie Harry swoim chrapaniem, dzisiejsza i pierwsza noc z dzieckiem minęła spokojnie bez żadnych płaczów i wstawania do niemowla. Zszedłem na dół, babcia Harrego przywitała mnie gorącą kawą, po wymianie kilku zdań, ujrzeliśmy jak w naszą stronę zbliża się Liam i Niall.
- Jak minęła noc?-zapytał Liam, po czym usiadł do stołu
-A dobrze, a u was jak było xd-zapytałem śmiejąc się pod nosem, po ogarnięciu mojego żartu dostałem odpowiedź.
-A no działo się, działo-odparł Niall uśmiechając się cierpko.
LOUIS
Usłyszeliśmy, kolejny charakterystyczny dźwięk skrzypiacych schodów, był to Harry, był zaspany, ale i tak dalej wyglądał sexownie. Stephanie na śniadanie zaserwowała nam naleśniki
Po skonsumowaniu, usłyszeliśmy płacz dziecka, Stephanie wraz z Harrym pobiegli na górę, ja zaś wstawiłem czajnik, by przygotować herbatkę rumiankową. Wyciągnąłem butelkę z górnej szafki do której, Harry pochował wszystkie rzeczy małego:
-Słoiczki
-Herbatki
-Smoczki
-Buteleczki
Jak wcześniej wspomniałem Wyciągnąłem buteleczkę i wysypałem dwie łyżeczki herbatki, po czym zalałem do połowy butelkę wrzątkiem, a drugą połowę zimną wodę, by herbatka była w sam ram do spożycia. Gdy wszystko wykonałem poszedłem na górę, zanieść płyn. Niemowlę pochłonęło całą ciecz i się uspokoiło. Po chwili wszyscy zeszli na dół.
-Ubierajcie się i wyjazd na zakupy, musicie kupić nowy fotelik, wózek itp-odparła babcia. Po chwili poszła do swojej sypialni. Wróciwszy z pokoju, zza pleców wyciągnęła białą kopertę.
-To, powinno wystarczyć na wszystko-powiedziała babcia, po czym podeszła do Harrego i wręczyła mu kopertę.
-Babciu przestań, to miało być na twoje wesele, no ale cóż
-NIE PRZYJMĘ TEGO
-Ale oczywiście,że przyjmiesz.
Po krótkim tekście Harry przyjął kopertę.
........
HARRY:
Pojechaliśmy do najbliższego centrum handlowego kupiliśmy to co było najważniejsze. Mimo tego, że lubiłem zakupy to dzisiejszy dzień należy do męczących. Wróciwszy do domu zastaliśmy obiad na stole, małego w łóżeczku.
The end
Początek zerżnięty z pewnego opowiadania